Panowi, przede wszystkim witam!
tak sie składa że uwazam sie za łowcę takich okazów. Katanka potwierdzi.
Zresztą jak koledzy chcecie to każdemu mogę wysłąć kilka fotek. tylko
podajcie adresy mailowe - kiedys może uda mi sie zamieścić na stronie
netowej albo jak któryś kolega by je zamieścił to byłbym wdzięczny.
I tu z kolega Sławkiem sie zgadzam w 100%. Ja owszem pierwszego takiego
karpia (12 kg) złapałem przypadkiem ale miałem aparat i byli znajomi którzy
widzieli wszystko i mogli potwierdzić. Owszem przy tym pierwszym karpiu
zdjęcie i fakt że "ktoś" oprócz mnie to widział i może potwierdzić miał
znaczenie. Karp co prawda dosyć długo był na powierzchni bo ciężko sie było
mi z nim rozstać - wrócił oczywiście do wody. Ale od tamtej pory złapałem
takich karpi jeszcze może z 20 sztuk (takie do 18 kg) i w zasadzie coraz
mniej sie liczyło a już obecnie wcale czy ktoś to widzi, czy mam z nim
fotkę. Owszem fotkę lubie zrobić bo jestem gawędziarzem (jak chyba każdy
wędkarz) i czasami jak coś opowiadam, jakąś przygodę to później jak ktoś
patrzy na mnie z przymrużeniem oka to lubie takiemu niedowiarkowi pokazać
fotki i patrze jak szczęka opada. To miły widok. Ale, wracając do tematu.
Fotki robie już obecnie tylko po to aby zimą czyszcząc sprzęt popatrzeć i
powspominac polowanie i sukces. to mnie nakręca i pozwala w zimie "przeżyć".
Obecnie nigdy bym nie zabił ryby tylko dla fotki bo potrzebuje robic
zdjęcia. jak zabijam to dlatego ze chce zjeść.
Większość z tych złapanych karpi nie wazyłem i nie mierzyłem (kilka tak, dla
potwierdzenia czy dobrze szacuję wagę) ma to drugorzędne znaczenie.
jak nie miałem podbieraka a raz sie tak zdarzyło to odchaczałem karpia w
wodzie, to była frajda, ale sie skompałem :-)
Czasem ciężko jest zrobić ujęcie ale ponieważ mam cyfrówke więc robi kolega
10 ujęć i zawsze jakies jest fajne.
Nigdy nie rozdaję ryb. Sam kiedyś przez pare lat nie rozumiałem wędkarza
który wprowadził mnie w prawie rozpacz (jak miałemm z 10 lat czyli dawno
temu).
Otóż łpałem koło niego i złapał kolejnego karpia. Miał ich już prawie limit
a chciał połapać więc sie zastanawia co z nim zrobic. Obok siedzący wedkarz
mówi - "daj temu małemu obok niech sie cieszy chłopak". I naprawdę sie
bardzo bym cieszył, to byłaby największa ryba krórą bym przyniósł do domu,
ale mama by sie cieszyła. A on popatrzył na mnie, uśmiechnął sie i
powiedział do tego obok faceta- "kiedyś sam takiego złapie" i ku mojemu
zdziwieniu wpuścił karpiua do wody. Jak ja wtedy byłem smutny że nie
dostałem karpia od tego gościa. Ale teraz po latach dokładnie go rozumiem. I
sądzę że postąpiłbym tak samo...
Robert "Żywiec"
"Ci co umieją - robią, Ci co nie umieją - uczą"
Post by SÅawek RybickiCiekaw jestem ilu z nas darowałoby życie jakiemukolwiek okazowi???. Tylko
panowie (i panie) nie bić się przepychając w kolejce. Nie pytam o
deklaracje. Zresztą zastanówcie się sami, - dlaczego zabijamy duże ryby???
1. Koniecznie chcemy zrobić fotkę dla potomności a tu jak na złość brak
fotoaparatu. Jeździmy, szukamy a ryba....
2. Koniecznie chcemy potwora zmierzyć i zwarzyć. Oj będzie się, czym
chwalić. Ale najbliższa waga jest w Gieesie 5 km dalej. Jedziemy a ryba...
3. Koniecznie chcemy wyjąć rybę z wody a tu jak na złość podbierak za mały
(albo został w domu). To w łeb...
4. Za cholerę nie wiemy (a tak naprawdę boimy się) jak schwycić rybsko do
ujęcia. To w łeb.
Tak sobie myślę, że duże ryby zabijamy, bo.... łowimy je przypadkiem. Ot,
coś się zacięło. Radocha, bo duże. Co z tego, że ryby nie jem a jeżeli
nawet to parę deko. Kibice i megalomania dopełniają jej los. A potem jest
problem, - co zrobić z 5, 6 kg mięsa a co dopiero z 76 kg???. Najgorzej
jest na wakacyjnych wyjazdach. Brak lodówki rozgrzesza nas z rozdawnictwa
mięsa.
No i te nasze zdjęcia wydają się teraz być świadectwem przypadku a już na
pewno nie potwierdzeniem łowieckiej doskonałości.
Człowiek prymitywny szanował przeciwnika (zwierzę czy człowieka) a
zabitemu starał się oddawać cześć. Wierzył, że zjedzenie takiego
przeciwnika doda mu siły i odwagi. I nigdy nie zapomniał o przebłaganiu
ducha zabitego. A to, co zabił zjadał a nie marnował.
My gromadzimy fotki, łby i płetwy a kalorii i tak większość z nas ma w
nadmiarze. I zabijamy dalej. Po co skoro nie zjemy. Acha sorki zjedzą
jeszcze sąsiedzi. Bo darmowe mięcho zawsze znajdzie amatorów.
Nienawidzę chwil, kiedy nad wodą podchodzi do mnie wędkarz z siatką kilku
śniętych ryb i pyta - weźmie pan? bo ja i tak ich nie jem. A tą to zabiorę
pokazać żonie i dzieciakom.
Ciekaw jestem czy pochwali się tak samo sąsiadom swoim dzieckiem - O ten
chłopak to mój najstarszy. Zrobiłem go przypadkiem.
Koniec końców wiem jedno: Ktoś, kto świadomie chce złowić gigantyczną rybę
jest na to przygotowany. Ma odpowiedni sprzęt i wie, że złowi. Rybę
delikatnie zmierzy i zważy a potem szybko wypuści. To po prostu prawdziwy
łowca okazów. Reszta to farciarze.
--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.rec.wedkarstwo